Tu na Bosej jest wesoło,
Roześmiane buzie wkoło
I zasady swoje mamy,
Wszystkie bardzo dobrze znamy.
ref.
Pracowitym bądź jak pszczoła,
Uśmiech rozdaj dookoła
Kiedy trzeba pomoc nieść
Dobry bądź i cześć!
Jak Dratewka pomagamy,
Zawsze dobre serca mamy,
Dłoń pomocną podajemy,
Jeszcze lepsi się staniemy!
ref.
Pracowitym bądź jak pszczoła…
Słowa: Joanna Sałata
Muzyka: Joanna Kościelniak
Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma rzekami w bajkowej krainie mieszkał z rodzicami Szewczyk Dratewka. Miał wielkie i bardzo dobre serce. Pomagał wszystkim szyjąc i naprawiając buty. Pewnego razu przyszedł do niego Czarnoksiężnik, który chciał naprawić swoje magiczne buty – niebieskie z żółtymi błyszczącymi gwiazdkami.
– Co się stało z Twoimi magicznymi butami? – Zapytał Szewczyk
– Zepsuły się – odpowiedział Czarnoksiężnik
– A co się w nich popsuło?
– Straciły swoją magiczną moc. Czy uda ci się je naprawić –Czarnoksiężnik popatrzył na Dratewkę z nadzieją.
– Spróbuję – odparł chłopiec i zabrał się do roboty.
Ucieszony Czarnoksiężnik poszedł do swojego domu, a Szewczyk zabrał się do pracy. Chcąc sprawdzić czy magiczne buty rzeczywiście straciły swoją moc ubrał je na bose nogi. Ku zdziwieniu Szewczyka, okazało się, że buty działają. Gdy zrobił w nich krok znalazł się w domu Czarnoksiężnika, który przygotowywał właśnie eliksir do butów w razie, gdyby Dratewce się nie udało ich naprawić. Wystarczyła kropla eliksiru wlana do buta i można było biegać po całym świecie.
Ani Szewczyk, ani Czarnoksiężnik nie zauważyli, że podglądał ich ciekawski Kuba, który chciał wykorzystać moc eliksiru, ale nie umiał się nim posługiwać. Gdy nikt nie patrzył wykradł flakonik z magiczną substancją i wlał wiele kropel eliksiru do własnych butów i znalazł się w domu złej czarownicy. Czarownica wcale nie była zadowolona z niespodziewanej wizyty Kuby i chciała zamienić go w konia. Jednak Szewczyk, który miał dobre serce i zauważył co zrobił Kuba poprosił Czarnoksiężnika o pomoc i postanowił go uratować.
Po długich poszukiwaniach znaleźli chłopca w domku złej czarownicy zamienionego w konia. Pomiędzy Czarnoksiężnikiem i czarownicą wywiązała się walka na różdżki. Jednak moc Czarnoksiężnika była większa i zamieniła czarownicę w wielkiego, czarnego ptaka. Gdy zaklęta czarownica odleciała, Kuba został odczarowany. Razem wrócili do domu i wspólnie założyli fabrykę butów, która produkuje magiczne buty po dziś dzień.
Pewnego razu Szewczyk Dratewka wybrał się na wędrówkę po lesie. Wędrował długo i odwiedził wiele nieznanych mu wcześniej miejsc, aż natrafił na leśna polanę, na której stał dom. Dom wyglądał niezwykle tajemniczo i Dratewka od razu domyślił się, że musi w nim mieszkać czarownica.
Zobaczył pod drzewem drabinę i postanowił wejść na dach i przez komin zajrzeć do wnętrza domku. Na dachu jednak czekał na niego kurczak, który nie chciał pozwolić, żeby chłopiec zbliżył się do komina: ciągle dziobał go w nogę.
-Uciekaj stąd, bo i ciebie czarownica zamieni w kurczaka – przemówił kurczak – Kiedyś też byłem człowiekiem, a teraz jestem u niej w niewoli już piętnaście lat!
-Nie boję się czarownicy! – odparł Dratewka i zajrzał przez komin do wnętrza chatki. W środku było pusto, więc Szewczyk postanowił się trochę porozglądać. W dużej izbie znalazł niezwykle kolorową piłkę, która bardzo mu się spodobała. Gdy tak się jej przyglądał do chatki wróciła czarownica. Była tak brzydka i pokraczna, że Szewczyk na sam jej widok podskoczył ze strachu i rzucił w jej stronę piłką. Niestety czarownica była bardzo szybka i nim piłka zdążyła ją trafić, jednym celnym zaklęciem zamieniła piłkę w wielkiego węża. Wąż oplótł Dratewce nogi, tak, że ten nie mógł się ruszać. Czarownica wyniosła unieruchomionego chłopca na polanę i zostawiła pod czarodziejskim drzewem, które umiało zamieniać ludzi w kurczaki.
-Jutro rano będziesz już kurczakiem – zaśmiała się paskudnie czarownica – To cię nauczy, że nie można bez zaproszenia wchodzić do domku czarownicy.
I zostawiła biednego Szewczyka pod drzewem na całą noc. Dratewce było zimno i smutno pod drzewem. Tak smutno, że zaczął głośno płakać. Płakał tak głośno i tak rozpaczliwie aż usłyszał go księżyc wiszący na nocnym niebie.
-Szewczyku, dlaczego płaczesz? Gwiazdy się skarżą, że w tym hałasie nie mogą świecic.
-Czarownica uwięziła mnie pod drzewem, które zamieni mnie w kurczaka – zapłakał Dratewka.
Księżyc nie odezwał się więcej, ale zaczął tak mocno świecic, że zrobiło się jasno jak w dzień. Było to zaczarowane światło, które oślepiło węża i ten uwolnił nogi Szewczyka. Ale to nie koniec cudów. Księżycowe światło padło również na drzewo, które odczarowało kurczaka z dachu. Człowiek, który był kurczakiem wreszcie mógł z niego zejść, a gdy Dratewka się mu przyjrzał, okazało się, że nosi na ręce zegarek taki sam jak szewczykowy, dawno zaginiony w lesie tata.
Radości i uściskom nie było końca. Ojciec i syn narobili takiego hałasu, że z chatki wyszła czarownica.
-A, co tu się dzieje? – zaskrzeczała – Kto to nie daje po nocy spać?
Zezłościła się czarownica i już chciała w Dratewkę i jego tatę rzucić jakimś paskudnym zaklęciem, gdy nagle weszła w krąg magicznego księżycowego światła i …
I po chwili w miejscu wstrętnej i pokracznej czarownicy stała piękna i uśmiechnięta wróżka.
-To ci czary! – wykrzyknął Szewczyk – panie Księżycu jesteś największym czarodziejem. Pięknie ci z tatą dziękujemy!
Ukłonili się księżycowi i wrócili do domu.
Idzie sobie Szewczyk Dratewka przez las, aż tu nagle słyszy jak coś chrupie. A, że był strasznie ciekawy skąd to chrupanie dochodzi, szedł za nim, aż doszedł do starej sosny, w której zauważył dwie dziuple. W dziuplach siedziały wiewiórki i obgryzały szyszki i orzeszki. Zwierzątka tak były zajęte chrupaniem, że nie zauważyły jak zbliża się do nich niedźwiedź, który szukając miodu trafił do domku wiewiórek. Wiewióreczki bardzo się wystraszyły niedźwiedzia, który chciał je zjeść, tak bardzo, ze uciekły na sam czubek swojego drzewa. Dratewka nie zastanawiając się ani chwili chwycił swój kapelusz i tak nim machał przed oczami intruza, że ten cofnął się trochę i już nie polował na wiewiórki, ale na kapelusz Szewczyka. Wtedy chłopiec wyciągnął z kapelusza igłę, skierował ją w kierunku zwierza i krzyknął:
– Jak nie odejdziesz to cię pokłuję!
Na te słowa niedźwiedź pomyślał, że nie ma ochoty oberwać igłą i uciekł.
Uradowane wiewiórki podziękowały swojemu wybawcy za pomoc i obiecały Dratewce, że jeśli będzie w potrzebie to mu pomogą. Musi tylko dmuchnąć w orzech, który dały mu w prezencie i powiedzieć: „Wiewiórki przybywajcie”.
Szewczyk podziękował zwierzątkom i poszedł dalej w stronę jeziora, ponieważ miał ochotę na kąpiel.
Na przyjeziornej plaży stała jakaś pani i przyglądała się łabędziom, a że było już ciemno chłopiec nie mógł dobrze przyjrzeć się jej twarzy i nie poznał czarownicy. Ukłonił się kobiecie i przyznał, że nie ma gdzie Spa. Wtedy nieznajoma zaprosiła go do swojego domku i obiecała, ze poczęstuje go słodyczami, lodami i naleśnikami, a rano będą mogli grac w scrable, szachy, warcaby, będzie mu czytała książki, będą jeździć na rowerze – na co tylko Dratewka będzie miał ochotę.
A że Szewczyk był głodny, lubił gry i jazdę na rowerze, nie dał się długo prosić i przyjął zaproszenie nieznajomej.
Kiedy tylko zaspokoił głód zaraz zasnął, bo był bardzo zmęczony. Wtedy to czarownica wymknęła się po cichutku z domku, poszła nad jezioro, złowiła jedną rybkę i zamieniła ją w zombie. Sama poszła dalej, aby znowu kogoś oszuka i zwabić do swojego domku. Poleciła zombie, aby poszedł pilnować Dratewkę i dała mu zadanie do wykonania: biedny Szewczyk cały dzień musiał wydobywać diamenty z twardych skał, a zombie miał mieć go stale na oku.
Pod koniec dnia, chłopiec był już tak słaby, że przewrócił się na ziemię, a wtedy z kieszeni wypadł mu orzech. Wtedy Dratewka przypomniał sobie o wiewiórkach i wypowiedział zaklęte słowa, a już po chwili obok niego pojawiły się dwie rude kitki. Gdy zwierzątka zobaczyły jak krzywda dzieję się ich przyjacielowi, pobiegły po zaprzyjaźnione zwierzęta: jeże i wilki. Wspólnie wykopały głęboki dół, do którego weszły kłujące jeże, a wszystko przykryły gałązkami, trawą i liśćmi. Kiedy tylko zombie wybrał się do domku czarownicy na kolację po drodze nadepnął na pułapkę, wpadł do wykopu prosto na jeżykowe kolce. Dzielne zwierzątka poniosły go na swych kolcach do rzeki i tam wrzuciły do wody, w której pływały piranie.
Szewczyk został uratowany i dziękował swoim przyjaciołom z lasu za pomoc. A ponieważ bardzo lubił przygody poszedł i szukać w lesie.
Podczas jednej ze swoich wędrówek po lesie, Szewczyk znalazł pewnego razu drogocenną koronę. Podnosząc ją z ziemi pomyślał, że z pewnością należy do jakiegoś wielkiego władcy i postanowił poszukać jej właściciela. Schował koronę do worka i ruszył w drogę. Nie uszedł daleko, gdy w trawie znalazł książkę. Miała skórzaną okładkę i wyszyte złotą nicią litery układające się w tytuł. Szewczyk włożył książkę do worka i poszedł dalej. Gdy wychodził z lasu zauważył polankę, na której rosły niezwykłej urody kwiaty. Nigdy wcześniej nie widział podobnych, i te tak mu się spodobały, że zerwał kilka i malutki bukiecik ślicznych kwiatków także znalazł się w worku.
Nagle zza drzewa wyszedł wielki niedźwiedź, ale Szewczyk wcale się go nie przestraszył, bo znał przecież leśne zwierzęta i z wieloma się przyjaźnił. Niedźwiedź ucieszył się na widok chłopca, ponieważ niedaleko swojej jaskini znalazł bursztynowy klucz i nie wiedział co powinien z nim zrobić.
Szewczyk obejrzał dokładnie klucz i pomyślał, że wygląda na bardzo cenny i z całą pewnością musi otwierać drzwi do jakiegoś skarbu. Obaj z niedźwiedziem zastanawiali się, kto mógł pogubić tak cenne przedmioty w lesie: najpierw koronę, potem księgę z zaklęciami oraz klucz. Nie było innej rady: muszą wybrać się na poszukiwania właściciela lub właścicieli tych niezwykłych skarbów.
Zanim jednak wyruszyli na poszukiwania, Szewczyk postanowił zajrzeć do swojego domu, żeby odpocząć przed długą podróżą. Zadzwonił, więc po taksówkę i po dziesięciu minutach, razem z niedźwiedziem pili już pożywną herbatę z miodem, gdy rozległo się pukanie. Za drzwiami stał wielki czarodziej i król. Chłopiec od razu się domyślił, że przedmioty znalezione w lesie muszą należeć do niespodziewanych gości. Król ogromnie się ucieszył, gdy zobaczył swoją koronę i klucz, a czarodziej z wdzięcznością odebrał księgę z zaklęciami, ale gdy zobaczył, że w worku Szewczyka jest bukiecik kwiatków upuścił w wrażenia księgę na własne nogi.
-To są kwiaty dające wieczną młodość. Gdzie je znalazłeś Dratewko? – zapytał czarodziej przeskakując z nogi na nogę.
Dratewka już chciał odpowiedzieć, gdy nagle przez okno wleciała sowa i porwała bukiecik unosząc go ze sobą, hen daleko w las. A wtedy król przypomniał sobie, że kwiaty są magiczne tylko wtedy, kiedy włoży się je do magicznego kubka, który akurat stoi w szewczykowej szafie. Całe towarzystwo zastanawiało się głośno, w jaki sposób odzyskać kwiaty i postanowili poprosić o pomoc zaprzyjaźnioną z niedźwiedziem Biedronkę, która słynęła z bystrego wzroku.
Dratewka, niedźwiedź, król i czarodziej ruszyli za Biedronką. Szli przez las, a potem bardzo kamienistą drogą, aż doszli do rozwidlenia dróg. Byli bardzo głodni, bo szli już prawie cały dzień, więc król poczęstował ich cytrynowymi cukierkami. Chciało się im też pic, więc Szewczyk nabrał kubkiem wody z pobliskiego strumyka i zaniósł ją swoim towarzyszom. Niestety po drodze potknął się i cała woda z czarodziejskiego kubka wylała się na kapelusz czarodzieja. Po chwili zamiast kapelusza u rozwidlenia dróg stał wielki zamek. W jednym z okien czarodziej zauważył sowę, tę samą, która zabrała im bukiecik czarodziejskich kwiatów. Ale to nie koniec niespodzianek, bo nagle sowa zamieniła się w Babę-Jagę.
Czarodziej od razu zakochał się w Babie-Jadze, zapomniał o kwiatach i o tym, że po całodniowej wędrówce bolą go nogi. Ukląkł przed Babą-Jagą na kolana i podarował jej pierścień zaręczynowy. Baba-Jaga z początku nie chciała zostać żoną czarodzieja, ale przyszła straszliwa burza, grzmiało straszliwie, a błyskawice uderzały z wielką siłą raz za razem. Jedna z błyskawic uderzyła w zamek z taką siłą, że ten się rozpadł na kawałki. Została po nim tylko jedna świeczka. Na szczęście w ostatniej chwili czarodziej uratował swoją ukochaną z rozpadającego się zamku, a ta z wdzięczności zgodziła się zostać jego żoną. Ślub odbył się natychmiast, gośćmi na weselu byli: Dratewka, niedźwiedź, Biedronka i król, a gdy zapalono jedyną ocalałą z zamku świecę okazało się, że to wcale nie czarodziej i Baba-Jaga, ale dzielny królewicz i piękna księżniczka tańczą marsz weselny.
16 maja 2009 roku nasze przedszkole otrzymało imię Szewczyka Dratewki. Historię dzielnego chłopca w swojej bajce opowiada Janina Porazińska.
Żył sobie raz szewczyk Dratewka. Biedak był z niego a biedak! Aby liche odzienie na grzbiecie, aby podarte skórzniaki na nogach, aby torba, a w niej kromka chleba — cały to był jego majątek.
Od wsi do wsi wędrował i stare obuwie łatał.
Szedł raz Dratewka wielkim lasem, zobaczył pod sosną rozrzucone mrowisko. Musi niedźwiedź, który na wiosnę rad mrówcze jaja wyjada, taką im psotę uczynił.
Biedne mrówki biegały na wszystkie strony, znosiły po ziarnku piasku, po igiełce sosnowej i mrowisko na nowo narządzały.
Użalił się nad nimi Dratewka, zdjął z głowy czapkę i jako mógł — to rozrzucone mrowisko na jedną kupę czapką zgarnął.
Wtedy na wierzchołek mrowiska wyszła mrówcowa matka i powiedziała:
— Dziękuję ci, dobry człowieku. Jak będziesz kiedy w potrzebie, to przyjdziemy ci z pomocą.
Uśmiechnął się szewczyk, bo jakąż pomoc mogłyby mu dać nędzne mrówki, pokłonił się im i poszedł w dalszą drogę.
Minęło dni mało-wiele. Szedł znów Dratewka puszczą zieloną, puszczy szumiącą i znów zobaczył wielką krzywdę.
W dziupli starej sosny była barć i ktoś tę barć zniszczył. Plastry wosku leżały na ziemi, miód ściekał po drzewie. Musi i tutaj niedźwiedź gospodarował. Zaczął Dratewka pszczołom pomagać. Pownosił plastry na drzewo i w dziupli je umocował, woskiem otwór oblepił, miód ciekący zatamował.
Wyszła na brzeg barci pszczela królowa i powiedziała:
— Dziękujemy ci, dobry człowieku. Jak będziesz kiedy w potrzebie, to przyjdę ci z pomocą.
Znów się Dratewka aby uśmiechnął, pokłonił się pszczołom i poszedł dalej.
Minęło dni mało-wiele. Szedł raz Dratewka długą groblą między wielkimi stawami. Po stawach pływały dzikie kaczki. Jak Dratewkę zobaczyły, wielkim głosem zakwakały, po trzcinach się pochowały. Wiedziały dzikie kaczki, że po grobli myśliwi chodzą, do kaczek mierzą, bystre strzały na nie z łuków wypuszczają.
Stanął szewczyk na grobli i zawołał:
— Nie bójcie się, cyraneczki. Nie chcę do was mierzyć, a chcę się waszą urodą ucieszyć. Nie chcę was zabijać, a chcę was chlebem uczęstować!
I zaczął chleb kruszyć i do wody go wrzucać.
Wypłynęły kaczki z trzciny, wszystkie okruchy z wody wyzbierały i bardzo się tej smakowitości dziwiły, bo
nigdy jeszcze chleba nie jadły.
Aż najstarszy kaczor, piękny, z modrym lusterkiem na skrzydłach powiada:
— Dziękujemy ci, dobry człowieku, żeś nie przyszedł nas mordować, aleś przyszedł nas uczęstować. Jak będziesz kiedy w potrzebie, to przybędziemy ci z pomocą.
Uśmiechnął się Dratewka, pomyślał:
„Jakąż ja mogę mieć z was pomoc? Przyszwy za mnie nie przyszyjecie, obcaska za mnie nie przybijecie”.
Ale ładnie, pięknie im się ukłonił i poszedł dalej. Idzie, idzie… aż zaszedł do takiej krainy, gdzie był zamek, a przy zamku wieża, a w tej wieży zamknięta była panna, a tej panny pilnowała czarownica.
Koło zamku ludzie stoją i tak sobie rozmawiają:
— Kto by się z tą panną ożenił, toby ją z niewoli czarownicy wybawił.
— Ale tylko ten się z nią może ożenić, km dwie roboty odrobi i zagadkę odgadnie.
— To może ja bym spróbował — mówi Dratewka.
— Nie wyrywaj się, głupi! Życie ci niemiłe czy co? Kto pójdzie na ochotnika, a nie zrobi, to temu czarownica głowę urywa.
A Dratewka swoje:
— Ale może ja bym spróbował.
— Nie tacy, jak ty, tu próbowali. Rycerze przyjeżdżali i królewicze, i książęta. Nikt nie potrafił tych robót zrobić, tej zagadki odgadnąć. Nikomu czarownica nie darowała, wszystkim pourywała głowy!
Ale Dratewka swoje:
— A ja pójdę i spróbuję.
I szewczyk zastukał do bramy zamku.
Wyszła zaraz czarownica i pyta się:
Czyś ty człowiek? Czyś ty zwierz? Czemu pukasz? Czego chcesz?
— Chcę się z tą panną, co siedzi na wieży, ożenić.
Jak zrobisz niedługo robotę pierwszą i drugą, a potem składnie zagadkę odgadniesz, to się ożenisz.
— Ano, popróbuję — mówi Dratewka.
Tak czarownica wpuściła go na zamek, zaprowadziła do komnaty, co się na siedmioro drzwi zamykała, co w oknie żelazną kratę miała, i powiada:
Masz tu piasku z makiem korzec. Przebierz, zanim błysną zorze. Jak nie zrobisz do poranku, to ci, panku, urwę głowę, i gotowe!
I czarownica wyszła, i szewczyka w komnacie na siedmioro drzwi zamknęła. Siedzi Dratewka, w głowę się drapie i myśli:
„Tylachny wór przebrać! Piasek osobno… mak osobno… Toż tu roboty jest na rok, od wiosny do wiosny, a ona mi każe do świtania to zrobić! Oj, źle z tobą, Dratewka, źle!”
Wtem słyszy… za oknem po ścianie coś szura. Nabliża się ten szmer od okna, nabliża… i przez żelazną kratę zaczynają do izby wbiegać mrówki. Tysiące i tysiące… mnogość nieprzeliczona!
Skoczył Dratewka, mak z piaskiem z wora na podłogę wysypał. A mrówki, jak sil do roboty wzięły, jak zaczęły zwijać się, a jedna drugą poganiać, a ziarenka nosić mak na prawo, piasek na lewo… Do północka wszystko przebrały.
Znów po ścianie zaszurało… Mrówki przez kratę przelazły i w las poszły. Ucieszył się Dratewka, pusty worek zwinął, pod głowę go sobie podłożył i zasnął.
O pierwszej zorzy czarownica siedmioro drzwi odmyka i już cieszy się, że i temu zalotnikowi głowę urwie.
Wchodzi i widzi: mak na jednej kupce, piasek na drugiej, a szewczyk na ziemi siedzi i przeciąga się, bo się doskonale wyspał. Wielce się czarownica zdumiała, ale nie daje o tym poznaki po sobie, tylko powiada:
Dzisiaj to masz do roboty:
miała panna kluczyk złoty i jak poszła do kąpieli, upuściła go w topieli. Uwiń mi się składnie i znajdź kluczyk na dnie.
Jak nie znajdziesz do poranku, to ci, panku, urwę głowę, i gotowe!
Poszedł Dratewka nad stawy. Stanął na grobli i zadumał się głębokim zadumaniem, i zafrasował się wielkim zafrasowaniem.
Jakże mu ten kluczyk znaleźć? Czy to wie, gdzie go panna upuściła? W którym stawie się kąpała? Czy wie, jakie tam w wodzie głębiny przepastliwe? Jakie tam w wodzie wiry zdradliwe?
Stoi, duma, sumuje…
Aż tu wypływa z trzciny kaczor i pyta:
— Czego ci potrzeba, znajomku nasz, dobry człowieku?
— Trzeba mi znaleźć złoty kluczyk, co go panna w kąpieli zgubiła. Jak kluczyka do poranku nie znajdę, to mi czarownica głowę urwie.
— Nie frasuj się, dobry człowieku. Wszystkie cyranki będą nurkowały, wszystkie rybki będą szukały — kluczyk ci przyniesiemy.
Zaszurały trzciny, cyranki wypłynęły na staw. Zaburzyła się woda, rybki poszły na głębinę.
Minęło czasu mało-wiele, znalazła rybka kluczyk na dnie. Jak go znalazła, to go oddała kaczce, a kaczka oddała go kaczorowi, a kaczor wyniósł go na brzeg i powiada:
— Już się nie frasuj, dobry człowieku. Jużeśmy złoty kluczyk znaleźli.
Dratewka kluczyk chwycił, kaczorowi podziękował i do czarownicy pogonił. Wielce się czarownica zdumiała, ale nie daje o tym poznaki po sobie, tylko powiada:
Dzisiaj to masz do roboty:
Złoty kluczyk, złote drzwi, czy ja zginę, czy li ty?
I kazała Dratewce iść za sobą.
Przeszli siedemset siedemdziesiąt siedem schodów i stanęli na szczycie wieży. Czarownie złotym kluczem złote drzwi otworzyła i weszli do komnaty. A w tej komnacie na ławie siedzi dziewięć panien. Wszystkie są jednakowo biało ubrane i wszystkie mają płócienne zasłony na głowach.
A czarownica powiada:
A teraz jest trzecia próba. Albo gody, albo zguba. Za chwileczkę już świtanie, za chwileczkę ranek wstanie. Musisz zgadnąć jak należy, która z nich jest panną z wieży. Jak nie zgadniesz do poranku, to ci, panku, urwę głowę, i gotowe!
Przygląda się Dratewka pannom, przygląda, która z nich jest inna, która może być panną uwięzioną, ale one wszystkie jednakowiuteńkie, jako te białe gąski na łące. Jak tu poznać? Jak tu zgadnąć?
Myśli szewczyk:
„Teraz to już przyjdzie mi zginąć”.
A wtem przez otwarte okno złote pszczoły wleciały, izbę okrążyły. A potem nad ostatnią w rzędzie panną zatrzymały się, złotą i szumiącą obręczą nad jej głową zawisły.
— Ta ci jest! — zawołał Dratewka.
I do ostatniej panny podbiegł.
Panna się zerwała, zasłonę odrzuciła i szewczyka obłapiła za szyję.
— O mój ty najmilszy! Z niewoli mnie wybawiłeś!
Jak to czarownica zobaczyła, raz-dwa-trzy! przemieniła się w jakieś ptaszysko, skrzydłami załopotała, przez okno w świat daleki poszła.
I tyle ją widzieli.
A Dratewka z panną z wieży zaraz huczne wesele wyprawili i w czarownicy zamku zamieszkali. Żyją tam szczęśliwie do dziś dnia.